Popiół - to kara za grzechy (nie byłeś z nami – więc byłeś z nimi), a diament jako symbol ścisłej wierności i nierozerwalności związku partii z Narodem. Diament to przede wszystkim symbol czystości i braku obłudy, lecz ów związek obłudą totalną pozostawał przez 45 lat i pozostaje do dziś.
Jest rok 1958. Powstaje kontrowersyjny i wielu przypadkach zakłamujący historię Polski film „Popiół i diament” na podstawie powieści J. Andrzejewskiego. Tytuł nie przypadkowy. Maciej Chełmicki otrzymuje rozkaz zastrzelenia sekretarza wojewódzkiego PPR Szczukę. Sam też potem ginie na składowisku śmieci. Dosięgła go nie tylko kula patrolu wojskowego, a co gorsze „artystyczna” tożsamość sztuki podległej przewodniej sile partii. I te filmowe kłamliwe przesłanie - AK wyrzucone na śmietnik historii.
Artystom wiele uchodzi, ale duchowi Maćka Chełmickiego już nie powinno , bo On wszystko może w śnie poczynić , choćby to poniżej, żeby sprawdzić wolność wypowiedzi w czasach skundlenia się sztuki z polityką i z ciemnym biznesem a także wymiotów salonowej gawiedzi na niektóre hasła takie jak: niepomyślne sny, tradycja, Naród, pamięć o bohaterach itd.
…i duch Chełmickiego „uruchomi” niepomyślny dla towarzyszy pewien ciąg „zdarzeń” sennych
„…i biegnie…
Po „odrodzeniu się” ze śmieci Maciek Chełmicki biegnie z pianą na ustach i wpada do różowego salonu reżysera i ściska mu gardło – i krzyczy do niego „to za Nich, za AK, za ułanów , za scenografię pełną odpadków, a miało być słońce”. Reżyser z łatwością oswobadza się spod uścisku rąk wymyślonej postaci i wyskakuje przez okno swej posiadłości i spada na koń i hajda na barykady Tych, którzy nie są z zaprzyjaźnionych stacji tv. A Chełmicki macha mu czapką i się uśmiecha. I po chwili ze śliczną barmanką oddalają się pośród łanów pszenicy ze złotymi kłosami. Maciek i Krystyna mijają po drodze: samotnego (kroczącego błotną drogą) Andrzejewskiego z zagrzybionym egzemplarzem „Popiołu i Diamentu”, a potem Para zakochanych ujrzała z przeciwnej strony skoszonych łąk (tak żeby było widać całe sylwetki): Augusta Fieldorfa „Nila”, Leopolda Okulickiego „Niedźwiadka”, Zygmunta Szendzielorza „Łupaszkę”, rotmistrza Witolda Pileckiego, Danutę Siedzikówną „Inkę” , Feliksa Sylmenowicza ”Zagończyka”, Ludwika Danielaka "Szatana" i innych skazanych. Niosą Oni Wielką Księgę Wolności. Wracają do swych domów, do wyczekujacych ich rodzin. Za bohaterami jak cień kroczą bieruty, bermany, różańskie, wolińskie, ulrichy, rudenki itd. A za nimi przebudzeni ludzie z wiosek i z miasteczek. Wyprzedzają w marszu funkcjonariuszy i naprędce fomują szpalery, wpierw robiąc powrozy z drutów, ze śmieci i ze zgniłych roślin. I bieruty, bermany, różańskie, wolińskie, ulrichy, rudenki i im podobni - dostają raz po raz baty po karkach i plecach, jako urealnienie związku ludzi pracy z partią. A Chełmicki i Krystyna będąc w salonie reżysera, niszczą kominek i w to miejsce ustawiają makietę czołgu z plew zrobioną przez pracowników z SKR-u „Czyste Przedbiegi”.
Sen dalej trwa. Grzmot w dąb rąbnął. Na odstającej od pnia korze – zawieszone policyjne pałki, legitymacje partyjne, pożółkłe scenariusze. Reżyser zbłądził. Głodny szarik kradnie kiełbasę szkopom. Karino łamie nogę po skoku na przeszkodzie. Syci zamykają żelazne bramy swych posiadłości. Tłum wdziera się przez piwnice i nie spija nawet kropli wina.